Historia Rodzinna


Po uroczystościach i gdy goście się rozeszli, Anna się rozpłakała, ale z radości Miała bowiem przebywać gdzieś w dalekim „świecie”, tymczasem została w swych rodzinnych stronach, na swoim majątku ziemskim. Anna i Jan zamieszkali we własnym domu. To, co osiągnęli w tak krótkim czasie, zawdzięczali braciom z Wykna i dobrym sąsiadom. Po kilku tygodniach pobytu w Pażochach, Jan Kulesza pojechał do Wykna Starego do braci, aby dokonać ogólnego rozliczenia nakładów finansowych, jakie bracia ponieśli w związku z przeprowadzką Jana do Wnór Pażoch i budową domu. Z uwagi na to, iż bracia ponieśli dość duże nakłady finansowe, Jan zrezygnował z przypadającej mu części pól uprawnych, jakie by mu się należały, gdyby podział nastąpił. Zatrzymał jedynie 20 mórg lasu, położonego w okolicach Wykna Starego. Jan nie poprzestał na budowie domu. Postanowił zbudować jeszcze drewniane chlewy i stodołę. Wiadomo było, że dobytku nie miał gdzie pomieścić. Gumno było zbyt ciasne. Drzewa budulcowego w lesie, który mu przypadł, Wnory Wiechy nie brakowało. Przy pomocy sąsiadów przywiózł odpowiednią ilość sosen. Zatrudnił traczy i zaczął drzewo ciąć na belki i deski potrzebne do budowy. Praca szła na trzy piły tartaczne. Niebawem drzewo budulcowe było gotowe. Do budowy stodoły i chlewów Jan zatrudnił tego samego cieślę, który budował dom. Był to człowiek pracowity i sumienny. Janowi znowu pomagają krewni i sąsiedzi. Budowa szła szybko. Przed zimą większa część tej budowy była gotowa. Teraz będzie można pomieścić dobytek. Roboty było dużo. Trzeba było zaorać pole i przeznaczyć je pod zasiew zbóż ozimych. Około 15 września były już zakończone siewy żyta i pszenicy. Jan Kulesza, jak wiadomo nie miał przygotowania rolniczego, przedtem spędzał czas w Warszawie. Trudno więc mu się dziwić, że nie umiał zasiać zboża. Prace te wykonywał razem ze swoim bratem z Wykna. Zasiał dosyć dużo sam. Rozsiew zboża odbywał się wówczas ręcznie. Gdy wzeszło to zboże, okazało się, że pracę tę wykonał dość dobrze. Przy wykopkach ziemniaków było mniej roboty, bo posadzono je na mniejszym obszarze, jako że stryj dał Janowi małą ilość sadzeniaków.

Nadeszła zima. W czasie zimy nie było wiele roboty. Jan krzątał się po gospodarstwie. Oporządzał dobytek. Zajmował się młócką zboża i wykonywał inne prace. Zima była łagodna. Anna spodziewała się dziecka. W końcu nadszedł dzień rozwiązania. Anna urodziła syna, któremu na chrzcie dano imię Konstanty. Cieszyła się bardzo synem. Chrzciny odbyły się dosyć hucznie. Wtedy nadeszła wiosna. Tym razem nie prosił brata do pomocy przy siewach wiosennych. Miał przecież już w tym kierunku praktykę. Zasiał więc jare, posadził kartofle i inne rośliny. Jan teraz przeciągnął na swoje siedlisko część stodoły, jaka mu przypadła z podziału. Stryj Józef nie był z tego zadowolony. Początkowo stawiał mu opór, ale później pogodził się już z takim losem. Jan zaczął budować następnie chlewy. Ludzie ze wsi go podziwiali. Mówili, że taki obieżyświat, a wszystko potrafi zrobić. Wszyscy go polubili, nawet stryj Józef. Nadeszły drugie żniwa. Zboża były urodzajne, było ich więcej. Teraz mając więcej pomieszczeń, mógł je pomieścić. zbiór zboża nastąpił jak zwykle przy pomocy sąsiadów. Anna nie wychodziła w pole, była zajęta przy sporządzaniu posiłków dla żniwiarzy i pielęgnowaniu syna. Jak wspomniałem na wstępie, w gospodarstwach rolnych występowała w dalszym ciągu trójpolówka zboża ozime, jare, ugór. Dwie pary wołów były wykorzystywane do zaorywania ugoru. Najpierw wykonywano orkę płytką i bronowanie, a po żniwach była już orka głęboka, aby przygotować pole pod zasiew żyta i pszenicy. Jan Kulesza w tak krótkim czasie osiągnął wiele, ale i poniósł wiele wydatków. Zabrakło mu w końcu środków finansowych. Musiał więc sobie jakoś radzić. Podobnie jak jego teść Gabriel Wnorowski zajął się handlem zbożem. Kulesze Kościelne Wywiózł je do Warszawy, spieniężył i otrzymał gotówkę. Zboże przewoził czterema furami do Warszawy, dwiema swoimi, a dwiema wypożyczonymi od braci. Drogę do Warszawy nie łatwo przebyć. Po drodze spotykano rabusiów i trzeba im było stawić opór. W Warszawie nie było trudno Janowi upłynnić zboże, ponieważ znał przecież kupców. Jeden z kupców odbierał zawsze od Jana zboże i chwalił jego towar. Pewnego razu wyraził się w ten sposób: Panie Kulesza, od Pana zboże jest najlepsze. Płacił mu najwyższą cenę. Po zakończonej sprzedaży Jan miał zwyczaj kupować prezenty dla domowników, a przeważnie dla żony Anny. Nie zapominał również o małym Kostusiu. Później zwiedzał Warszawę, a dla tych, z którymi przybył, był przewodnikiem. Droga powrotna zawsze była łatwiejsza. Nie mając obciążania, można ją było przebyć o wiele szybciej niż w kierunku do Warszawy.

Anna z niecierpliwością oczekiwała na powrót męża. Po powrocie była zawsze obdarowana prezentami. Jan po każdym powrocie dzielił się wrażeniami z podróży. Mając większą gotówkę, mógł ją rozporządzać. Zimową porą Janowi dużo czasu zajmowała młócka, która odbywała się cepami. Wieczory zaś, jako że były długie, wypełnione były gawędami. I tak schodził dzień po dniu, wieczór po wieczorze. Tak przechodziła zima. Po zimie nadchodziła wiosna. Zaczynały się prace w polu. Po ich ukończeniu Jan wyruszył z towarem do Warszawy i znowu nadchodziły żniwa. W roku 1854, zaraz po Trzech Królach przyszedł na świat drugi syn, który otrzymał na imię Walenty - mój ojciec. Pod koniec stycznia tego roku odbyły się drugie chrzciny połączone z przyjęciem. Na przyjęciu było dużo gości. Gdy zaczynało się ściemniać, goście zaczynali się rozchodzić. Jan też wychodził razem z nimi i w tym czasie załatwiał jakieś interesy w sąsiedniej wsi. Jechał furmanką. Po drodze zabierał ”babkę” dawniej tak nazywano akuszerkę, która odbierała dzieci przy porodzie. W domu została Anna sama w jednym pokoju, a stara Sikorska w drugim Sikorska po przyjęciu na chrzcinach była lekko pod wpływem alkoholu, więc drzemała. Był wtedy dobry zmierzch. Do domu Anny i Jana przyszedł jakiś wędrowiec w starszym wieku. Powiedział do Anny, że zostanie na nocleg. Anna była wystraszona, odpowiadając wędrowcowi, że nie może go przyjąć, jest sama, a gospodarza nie ma. Nie pomogły prośby Anny, wędrowiec odpowiedział stanowczo, że tu zostanie Anna była bezradna. Wędrowiec zdjął płaszcz i buty i położył się się na łóżko. Jan, jak na złość nie wracał. W końcu powrócił. Anna opowiedziała mu całą tą historię w obecności wędrowca. Wędrowiec jeszcze raz – ale w obecności Jana – opowiedział, że „zostaje i mnie stąd nie wyrzucicie”. Gdy wypowiedział te słowa – położył się ponownie na łóżko. Zwrócił się do Jana z zapytaniem, czy jest gospodarzem ? Jan odpowiedział, że tak. Potem zaczął wypytywać Jana o wszystko, a między innymi – skąd Jan pochodzi. Jan odpowiedział mu, że pochodzi z Wykna Starego, a w Pażochach został przypadkowo gospodarzem. Miał przecież inne zamiary, przebywał w Warszawie, tam się uczył, tam miał założyć jakiś interes, tymczasem znalazł się we Wronach Pażochach, żeniąc się z dziedziczką jedynaczką Anną Wnorowską. Z rozmowy z wędrowcem wynikało, że zna on bardzo dobrze Warszawę. Jan poprosił Annę, aby na cześć miłego gościa przygotowała jakieś przyjęcie. Wędrowiec przyjął zaproszenie. Przy stole zasiedli wszyscy troje. Przybysz czuł się, jakby w tym domu był od dawna. Jan przybysza nie omieszkał poczęstować gorzałką. Przybysz dużo mówił i był w dobrym humorze. Opowiedział bardzo dużo o Francji, Anglii i innych krajach. Nadmienił też o jarzmie carskim, w jakim nasz kraj się znalazł. Gdy tak rozmawiali z drugiego pokoju wyszła kobieta. Kulesze Kościelne Jak się okazało, była to stara Sikorska, która będąc na chrzcinach, została, bo się upiła i potem drzemała. ,Gdy wędrowiec zobaczył tę kobietę, zmieszał się, poczerwieniał i zamilkł. Gdy Sikorska oczy przetarła i zaczęła się przyglądać temu wędrowcowi nagle wykrzyknęła: kogo ja widzę! To pan Gabriel! Przyjechał do swojej córki! Jeszcze pijana – powtarzała kilkakrotnie :pan Gabriel. pan Gabriel..........! I zaczęła opowiadać o Annie, jakież to ona miała nieszczęśliwe dzieciństwo, próbowano ją otruć, tylko w porę ją ostrzeżono itd. Plotła co tylko na język jej przyniosło. Anna miała się już rzucić przed przybyszem na kolana i powitać ojca, a tymczasem – przybysz ze złością się odezwał: Proszę odczepić się ode mnie ! Nie jestem żadnym Gabrielem ! Upiłaś się babo ! Jeszcze raz ci mówię – odczep się ode mnie. Idź spać babo ! A ona na to odpowiedziała: Co chcecie we mnie wmówić, że ja Was nie poznałam ? Jesteście ojcem Anny i nie wypierajcie się ! Wędrowiec zdenerwowany odpowiedział: wyprowadźcie tę kobietę, czego ona się do mnie przyczepiła ? Powiedział do Jana – proszę wskazać miejsce, gdzie ją mam położyć. Jestem zmęczony i chcę już spać. Wtedy Anna przygotowała posłanie i na tym cała rozmowa się zakończyła. Stara Sikorska opuściła mieszkanie ale Janowi nie odpuściła, obwieszczała we wsi, że do Anny przyjechał ojciec – Gabriel Wnorowski. To ten, co tak z caratem walczył. Krzyki Sikorskiej usłyszeli ludzie we wsi i się wokół niej się zgromadzili. Mówiła: - pamiętam go jako ucznia, jak przyjeżdżał z Warszawy. Pamiętała, że po śmierci ojca dobrze gospodarzył. Poszedł w świat zostawiając żonę i dziecko. Powtarzała wiele razy – on jest Gabrielem Wnorowskim i nie może się wyprzeć córki.

Wędrowiec nie mógł spokojnie spać, wystraszył się wstał z łóżka gdzieś około północy, wziął kożuch Jana i wyszedł na dwór. Długo nie wracał. Jan i Anna zaczęli się niepokoić. Jan również wstał z łóżka, wziął strzelbę i poszedł zobaczyć, co on tam robi. Odnalazł go za stodołą. Tam coś odmierzał krokami, wbijał paliki i na nich coś pisał. Naraz spostrzegł Jana i odezwał się do niego: Gospodarzu ! - boicie się o swój kożuch ? Ja, nie bałem się zostawić ”czegoś” za stołem, za co można byłoby kupić kilka wiosek było to zapewne złoto. Jan odpowiedział nie, nie obawiam się, lecz obecnie czasy są niespokojne i trzeba być ostrożnym. Wędrowiec zdenerwował się i powiedział: wracajmy do domu i połóżmy się spać! Nie rozmawiając więcej ze sobą, wrócili do mieszkania i położyli się spać Jan nie mógł zasnąć, różne myśli przychodziły mu do głowy. Wędrowiec też mało spał. Około godziny trzeciej nad ranem wstał. Nie odzywając się do domowników, ubrał się i wyszedł bez pożegnania. Już nikt więcej go nie widział.


Strona: [1] [2] [3] [4]