Historia Rodzinna
Zachęcam do przeczytania historii rodzinnej napisanej przez Jana Kuleszę w roku 1979,
mam nadzieję, że uda się dotrzeć do osób z którymi będziemy mogli napisać ciąg dalszy ...
Gerard Ziemowit Wnorowski
Jan K U L E S Z A s. Walentego i Adolfiny
„Opowiadanie to poświęcam swoim
siostrzeńcom i siostrzenicy z prośbą
o przekazanie następnym pokoleniom”
1. Wnorowski Mieczysław +
2. Wnorowski Władysław +
3. Wnorowski Tadeusz +
4. Wnorowski Kazimierz +
5. Wnorowski Zygmunt +
6. Wnorowski Jan +
7. Wnorowska (Laskowska) Krystyna Regina
Wieś Wnory Pażochy jest wsią niewielką, położoną w byłym powiecie Wysokie Mazowieckie, byłe województwo białostockie, obecnie łomżyńskie. Wieś ta jest jedną z siedmiu wsi o nazwie Wnory. Przez wieś tę przechodził gościniec tak zwany trakt z Mazowsza przez Podlasie aż na Litwę. Liczni posłowie przejeżdżali tym gościńcem. Na południe od wsi były pastwiska. Na południowym-zachodzie był las. Składał się on z przewagą drzew liściastych, ponieważ był to teren podmokły. W lesie tym spotkać można było różne gatunki krzewów, jak maliny, porzeczki i inne. Występowały też rośliny o smacznych, czerwonych jagodach zwanych kamionkami, a które zdobiły teren swym rubinowym wyglądem. A ile tam było ptactwa! Świergot ptaków, zwłaszcza wiosną przypominał prawdziwą kapelę połączoną z rechotaniem żab. Na wschód i północ były pola uprawne. Dzieliły się one na trzy części, tak zwaną trójpolówkę. Na jednej części rosła pszenica i żyto; na drugiej – uprawiano zboża jare, jak jęczmień, owies i sadzono ziemniaki. Pole na trzeciej części odpoczywało i był to tak zwany ugór. Na ugorze tym pasły się już od wczesnej wiosny krowy, owce, gęsi, a nawet świnie.
Gdy zasiane zostały zboża jare i posadzono ziemniaki, ugór był zaorywany i był przygotowywany pod uprawę żyta i pszenicy.
We Wnorach Pażochach gospodarstwo rolne WNOROWSKICH miało przeszło 200 mórg dużych (300 mórg prętowych). Na tym gospodarstwie gospodarzył i żył Melchior WNOROWSKI z synem Józefem. W roku 1801 przychodzi na świat jeszcze jeden syn, któremu dano na imię GABRIEL. Chłopiec rósł zdrowo i rozwijał się dobrze, a w gospodarstwie WNOROWSKICH życie toczyło się normalnym trybem. Siano, koszono, młócono i tak rok po roku schodził. Chłopiec rósł i na swój wiek był nadzwyczaj rozwinięty. Zaczynał gromadzić wokół siebie chłopców – kolegów w swoim wieku i starszych. Organizował zabawy w wojsko, starał się ich zainteresować. Gabrielem interesowali się i starsi ludzie i twierdzili, że z niego wyrośnie jakiś wojskowy. Naukę pobierał u krewnego, który przyjeżdżał z Warszawy. Krewny twierdził, że Gabriel jest bardzo zdolny. Namawiał zatem ojca Gabriela, aby go oddał na naukę do Warszawy. Rodzice chłopca zgodzili się i przygotowali dla niego wyprawkę. Po ukończonych pracach polowych, a było to późną jesienią Gabriel wraz z ojcem Melchiorem i kuzynem wyruszył do Warszawy. W Warszawie się zadomowił. Wyniki w nauce osiągał bardzo dobre.
Ojciec tęsknił za synem. Gdy nadeszła pora wypoczynku po przerobionym materiale, ojciec przybywał do syna do Warszawy i zabierał go do rodzinnej wsi Wnory Pażochy. Spotkawszy się przedtem z nauczycielami Gabriela, dziękował im serdecznie za nauczanie i wychowywanie syna.
Będąc w Warszawie nabył ogłady wielkomiejskiej. Był dobrze wychowany. Przechodząc koło znajomych, się im kłaniał. Z kolegami z rodzinnej wsi rozmawiał na różne tematy i nie starał się wśród nich wywyższać. Po zasłużonym wypoczynku w rodzinnej wsi nadszedł czas by wracać do Warszawy i dalej się uczyć. Na nauce zeszło mu kilka ładnych lat. Wyrósł i zmężniał. W roku 1819 otrzymał wiadomość o śmierci ojca. Matka pisała, żeby natychmiast wracał i zajął się gospodarstwem, gdyż jego brat Józef jest słabego zdrowia i nie może sam prowadzić gospodarstwa. Gabriel zmartwił się. Najgorsze to, że nie mógł dalej kontynuować nauki. Po rozważeniu sprawy, pożegnał się z profesorami, wrócił na wieś i zajął się gospodarstwem. Gospodarstwo to było zaniedbane. Wiadomo było, że ojciec przed śmiercią chorował, a jego brat Józef był słabego zdrowia. Myślał sobie od czego tu zacząć. Wziął ster swoje ręce i rozpoczął prowadzenie gospodarstwa. Brakowało mu pieniędzy. Nie upadał jednak na duchu. Organizował handlowe wyprawy do Warszawy. Wraz z innymi woził na sprzedaż zboże i inne produkty rolne, żeby zdobyć trochę pieniędzy. Inni mu odradzali, twierdząc, że takie wyprawy może przypłacić życiem, ponieważ grasują rabusie i nie jeden wpadł już w ich ręce. Przestrogi jego nie odstraszyły. Każda wyprawa do Warszawy kończyła się sukcesem. Wracał zdrowy i cały z całym utargiem.
Handel zbożem szedł mu coraz lepiej, bo nawiązywał coraz to szersze kontakty z różnymi kupcami. Mimo śmierci ojca, w gospodarstwie zaczynało dziać się coraz lepiej. Sąsiedzi mówili, że taki sobie „studenciak”, a gospodarzyć to potrafi. Grzeczności i uprzejmości mu nie brakowało. Został przez wszystkich po lubiany. Nie tylko zajmował się pracą w polu, lecz także pomagał i matce przy pracach kuchennych. I tak rok po roku w gospodarstwie WNOROWSKICH było coraz lepiej i dostatniej.
W 1827r. Umiera mu matka. Na Gabriela spada jeszcze większy ciężar. Musi się od tej pory zająć nie tylko pracą w polu, lecz także i w domu. Bratu Józefowi mimo, że zdrowie się poprawiło, ale nie można było na niego liczyć. Przeszło dwa lata był bez gospodyni. W końcu w 1829r. ożenił się Gabriel Wnorowski we wsi Grodzkie Stare z Adolfiną Grodzką. Ślub odbył się w Kuleszach Kościelnych bardzo uroczyście. Po ślubie Gabriel zabrał żonę do siebie tzn. do Pażoch. Tak to Gabriel uwolnił się od prac kuchennych. Teraz tymi sprawami zajmowała się jego żona. I teraz mógł jeździć do Warszawy w sprawach handlowych. Wracał trochę zamyślony i podenerwowany. Mówił do żony, że zanosi się na powstanie. We Francji i Austrii są jakieś rozruchy.
Koledzy mu donieśli, że w Warszawie lada dzień ma wybuchnąć powstanie przeciwko caratowi. W roku 1830 wracając z wyprawy handlowej z Warszawy, przywiózł ze sobą współtowarzyszy. Razem z nimi zbierał mężczyzn z całej okolicy i przeprowadzał z nimi potajemne ćwiczenia w lasach. Spieszył się, aby ukończyć wszystkie prace w polu i wyruszyć z kolegami do Warszawy i wziąć udział w powstaniu listopadowym. Na szczęście bratu Józefowi zdrowie się polepszyło, więc Gabriel mógł sobie wyjechać. Pożegnał brzemienną żonę i poprosił Józefa i Sikorską Bronisławę, aby się nią zaopiekowała. Sikorska Bronisława miała zamieszkać u Adolfiny. Teraz mógł wyruszyć z kolegami do Warszawy.
W Warszawie został przydzielony do jednostki powstańczej. W powstaniu brał czynny udział, między innymi w natarciu na rosyjskie koszary. Z wszelkich potyczek wyszedł cało. Mimo, że było wiele bitew przegranych, nie upadł na duchu, lecz jeszcze dodawał otuchy innym. W między czasie dochodziły wieści, że decydująca bitwa ma się odbyć pod Ostrołęką, dlatego podążył tam wraz z innymi by wziąć tam czynny udział. Po przegranej bitwie pod Ostrołęką Gabriel wrócił do Warszawy. Miał nadzieję, że muszą odnieść zwycięstwo. Brak jedności w dowództwie powoduje, że powstanie upada. Rozbitkowie koncentrują się koło Płocka, tam także i Gabriel. Natarcie na wroga nie udało się. Powstańcy złożyli broń i zaczynają prowadzić życie tułacze czy to w kraju czy za granicą. Gabriel nie złożył broni. Zorganizował oddział i jako dowódca prowadził walkę podjazdową.
Tęsknił za domem. Chciał się przecież zobaczyć z żoną i dzieckiem, które na pewno już się urodziło, gdyż jak opuszczał dom Adolfina była przy „nadziei”. Postanowił powrócić do domu. Zostawiwszy większość współtowarzyszy w lesie, szedł ostrożnie, aby nie natknąć się na wroga. Omijał wszystkie większe trakty, gdyż przy nich było wojsko carskie. Wybierał sobie knieje i zarośla, by w ten sposób nie zostać przez wroga zauważony.
Podróż ta zabrała mu kilka ładnych dni, zanim doszedł do Wnór Pażocha. Gdy się zbliżał do domu, to serce zaczynało mu coraz szybciej bić. Gdy zapukał do okna i usłyszał głos żony i płacz dziecka, jeszcze mocniej zaczęło mu bić serce. Ktoś w domu odezwał się – kto tam ? Odpowiedział to ja, Gabriel. Otwórz! Otworzywszy drzwi, wpadli sobie w objęcia. Ucałował wtedy także i dziecko i zapytał Adolfinę, czy to chłopiec czy dziewczynka ? Odpowiedziała mu żona, że to dziewczynka a na imię ma Anna. Gabriel bardzo się ucieszył. Adolfina zapytała czy jest sam. Odpowiedział, że nie. Są jeszcze koledzy. Poprosiła aby ich zawołał i zrobiła im wszystkim ciepły posiłek. Wszyscy się najedli i zaczęli opowiadać o swoim udziale w powstaniu, o zwycięstwach i klęskach jakie ponieśli w Warszawie i pod Ostrołęką.